Jesz mniej a nadal tyjesz? W mojej praktyce zauważyłem, że coraz więcej ludzi, którzy wychodzą od dietetyka z rozpiską typu 1000-1500kcal, to nie tylko osoby do 50 kg m.c., ale również osoby ważące w okolicach 100kg! Z rozpisanymi posiłkami co 2-3h, produktami słabej jakości z licznymi czynnikami anty żywieniowymi ( tłuszcze trans, goitrogeny, lektyny, gluten, itd.) bez jakiegokolwiek wywiadu żywieniowego, a co dopiero badań krwi.
Przeważnie na początku taka osoba traci kilogramy w ekspresowym tempie, a gdy tylko dojdzie do stagnacji, momentalnie zalecane jest ścinanie kalorii i podwyższanie objętości aktywności fizycznej. Czy taki dietetyk postępuje rozsądnie ?
Absolutnie nie !
Taka głodówka nie jest warta konsekwencji, które na nas czekają. Z czasem można się nabawić poważnych problemów hormonalnych, metabolicznych – zwiększa się poziom kortyzolu – doprowadza do zmęczenia/wyczerpania nadnerczy, popadamy w niedoczynność tarczycy, TSH rośnie, pogarsza się konwersja, a nasze aktywne hormony T3 i T4 spadają, ciało pogłębia się w katabolizmie, doprowadzamy do zaburzeń gospodarki cukrowej, niedoborów mikro/makroelementów, a także wiąże się to z zaburzoną pracą naszych neuroprzekaźników, chemii mózgu. Stała niska kaloryczność, uniemożliwia odpowiednią odpowiedź hormonalną naszych kluczowych hormonów.
Chociażby powoduje, że leptyna (hormon sytości i spalania tkanki tłuszczowej), utrzymuje się długotrwale na niskim poziomie co skutkuje wilczym głodem, spowolnieniem metabolizmu, a także przyczynia się do magazynowania tkanki tłuszczowej. Reguluje insulinę, która również zaczyna tworzyć większe zasoby tkanki tłuszczowej, żeby zabezpieczyć się do przodu przed śmiercią głodową. Kolejna sprawa to, że – głodówka jest zabójcza dla naszej masy mięśniowej. Powinniśmy redukować tkankę tłuszczową, ale nie mięśnie, które ułatwiają nam spalanie tłuszczu (pamiętajmy 1kg mięśni =50kcal spalonych w ramach doby.) Niższa kaloryczność wpływa także na wzrost greliny, tzw hormon „głodu”, „pobudzający apetyt” co wpływa na to, że Kowalski, który jest na takiej diecie-głodówce w końcu nie wytrzymuje psychicznie i ma objawy bulimii, czyli zjada wszystko co znajduję się w lodówce, co kończy się tzw „Efektem Jojo” i +15kg..
Stała niska kaloryczność, uniemożliwia odpowiednią odpowiedź hormonalną naszych kluczowych hormonów.
W takim razie co robić, żeby nie doprowadzić się do takiego stanu?
Przede wszystkim omijać takich dietetyków szerokim łukiem! A następnie wyeliminować czynniki anty-żywieniowe, korzystać z produktów jak najmniej przetworzonych, bogatych w wartości odżywcze, nie skupiać się na ilości kalorii, a na jakości produktów. Uwzględniać w diecie dni o wyższej i niższej zawartości węglowodanów, które przyspieszą metabolizm, zwiększą wrażliwość insulinową, uwrażliwią transportery glukozy co spowoduje, że węglowodany będą pakowane prosto do naszych mięśni, a nie do tkanki tłuszczowej. Bazować na treningach siłowych (wzrost masy mięśniowej = wzrost zapotrzebowania energetycznego), a także korzystać z takich benefitów jakimi niosą za sobą Tabaty, HIIT, Interwały, które stymulują EPOC. (zwiększona powysiłkową konsumpcja tlenu), co za tym idzie palimy 0.25kcal na każdą minutę do 14, a nawet 72 godzin po-treningowo 🙂
Powinniśmy redukować tkankę tłuszczową, ale nie mięśnie, które ułatwiają nam spalanie tłuszczu.
Podsumowanie :
Pamiętajmy, że najważniejsza jest nasza odpowiedź hormonalna ! Odpowiednie odżywienie naszego organizmu we wszelkiego rodzaju mikro i makroskładniki, rozkręcenie metabolizmu, właściwy trening. Dieta ma być dla nas a nie my dla diety, polepszać zdrowie i komfort fizyczny/psychiczny. Nie zapominajmy robić przeglądu naszego ciała-(badania krwi) i róbmy to chociaż z taką samą częstotliwością jaką przeglądamy nasz samochód, a najlepiej co 3 miesiące.